The Lost World: Jurassic Park Arcade - Recenzja
Recenzja gry „The Lost World: Jurassic Park Arcade” na automaty
Idę o zakład że fani Jurassic Park dzielą się teraz na trzy rodzaje…
Pierwszy z nich to fani pierwszego, już kultowego dzieła Spielberga, którzy znają każdy cytat, każdą ciekawostkę i sylwetki każdego bohatera czy też dinozaura w Jurassic Park.
Drugi z nich to młodzi i świeży fani, którzy nade wszystko cenią Jurassic World, bo właśnie od tego zaczęli przygodę albo efekty po prostu do nich trafiają, bo tak działa dzisiejsza młodzież…
Trzeci i ostatni z nich, którzy pamiętają że oprócz JP i JW, istnieje jeszcze Jurassic Park 3 i The Lost World. O ile trójeczka nie ma zbyt wielu zwolenników i nie będę się nad nią rozwodził, dwójka jest tą częścią od której zacząłem swoją miłość do dinozaurów i serii Jurassic Park. Według mnie jest to jeden z tych sequeli, na podstawie którego wyszło multum dobrego merczu do których zaliczają się np. gry komputerowe.
Pod koniec lat 90, gałąź gamingowa a zwłaszcza konsolowa dopiero rosła w siłę. Świeże na rynku Playstation oniemiało nie jedną osobę grafiką i mocą, a w ślad za nią szły kolejne cuda pokroju Dreamcasta. Ludzie patrzyli na to co widzieli na ekranach monitora czy telewizora, zachwyceni zagrywali się w różne tytuły po nocach. Jednak wtedy liczyła się niejako wielkość, więc logicznym jest że w wielkiej budzie sygnowanej logo The Lost World: Jurassic Park mógł drzemać ogromny potencjał. Ten potencjał na świat zesłała firma SEGA, odpowiedzialna za takie serie jak Sonic: The Hedgehog albo za konsole takie jak Saturn, Genesis czy kultowy Dreamcast, znany miłośnikom gier jako 'makaron’. Do dziś pamiętam jak na wakacjach nad morzem, na każdym spacerze z rodzicami patrzyłem z głodem w oczach na wielkie pudło obite logiem Parku Jurajskiego, skryte pod namiotem przy głównej ścieżce turystycznej, które kryło w sobie monitor z grafiką, która biła każdy komputer i każdą ówczesną konsolę na rynku. Pudło które było kluczem do przygody. Pudło, które za jedyne 2 złote mogło mnie zabrać wprost na Isla Sorna… przynajmniej do czasu aż ataki raptorów z każdej strony nie wymusiły kupna następnego życia, za w/w opłatę. I tak stałem i patrzyłem jak grają lepsi ode mnie, zdając sobie sprawę że byłem za młody i za słaby by odpowiednio reagować na nacierających wrogów, za pomocą plastikowego pistoleta, który miał na celu pomóc mi dobić do celu i uciec z tej przeklętej wyspy. Nigdy mi się to nie udało. Lata mijały a automaty z grami odeszły do lamusa i ledwie kilka się pewnie uchowało w Polsce.
To jednak minęło, bowiem żyjemy w dobie PC a co za tym idzie emulatorów. I tak oto udało mi się wyruszyć w nostalgiczną podróż do roku 1998, jak automaty święciły tryiumfy.
Oto trafiamy na tropikalną wyspę u wybrzeży Kostaryki, gdzie milioner John Hammond klonuje na potęgę prehistoryczne gady, które później mają trafić do jego parku. Splot nieszczęśliwych wydarzeń owocuje ucieczką dinozaurów na wolność, zaś naszym zadaniem jest wydostać się z tego żywym. Wcielamy się w parę łowców, do złudzenia przypominających Ellie i Alana z pierwszej części filmu i musimy uciekać, po drodze ogarniając nieco bałaganu spowodowanego zachciankami Hammonda, a także robiąc nowy.
The Lost World: Jurassic Park Arcade, jest to tzw. celowniczek na szynach. Dzierżąc w łapkach pistolet, naszym zadaniem jest przetrwać kolejne fale nacierających gadów. A będzie z kim walczyć. Przyjdzie nam się zmierzyć z popularnymi Welociraptorami, staniemy oko w oko z Karnotaurem, będziemy lawirować pomiędzy nogami ogromnych Mamenchizaurów, by w ostatecznym rozrachunku uciekać przed Tyranozaurem, suto częstując go ołowiem. Każda z postaci ma pasek zdrowia, podzielony na 3 segmenty, które znikają kolejno z każdym ugryzieniem gada. Kiedy wszystkie 3 segmenty zdrowia znikną, umieramy. By grać dalej należy poczęstować wiecznie głodną szczelinę monetą… przynajmniej tak było 20 lat temu. Teraz odpowiada za to klawisz F3. I tak do samego końca gry.
The Lost World dzieli się na 5 poziomów, które są rozbite na mikro-levele. Za odpowiednio wycelowane strzały lub ratowanie kolegów z In-Gen dostajemy bonusowe punkty, a także dodatkowe apteczki, specjalną broń, która nie wymaga przeładowywania i inne przedmioty, które skutecznie odciągną nieubłagalne nakarmienie szpary kolejną monetą. Pod koniec każdego mikro-levelu gra podlicza nasz score i zapisuje go na tablicy wyników. Co więcej każdy z leveli jest zwieńczony walką z bossem. Raz to będzie Karnotaur, innym razem wielki krokodyl, a jeszcze innym razem T.rex albo dwa… Walka z bossami różni się pod tym względem od walk z podstawowymi przeciwnikami na których składają się raptory, dilofozaury czy pteranodony, że musimy celować w określone, podświetlone punkty na ciele bossa by go pokonać. Mamy na to niewiele czasu, bowiem punkty pojawiają się na kilka sekund, a my musimy w tym czasie niekiedy trafić nawet w cztery z nich. Jeśli się nie uda, wiadomo… moneta. Warto tu jednak wspomnieć że gra pozwalała na rozwałkę w co-opie, co nieco ułatwiało rozgrywkę kiedy twój kolega wspierał Cię w przetrwaniu, bo gra naprawdę była trudna.
Podczas naszej, około pół-godzinnej podróży, trafimy do dżungli, zwiedzimy centrum dla gości z przyległymi laboratoriami, spędzimy trochę czasu w filmowej wiosce robotników a także zobaczymy wnętrze słynnej przyczepy. To wszystko w olśniewającej, jak na tamte czasy grafice. A jakby tego było mało, dinozaury na ekranie zachowywały się tak realistycznie jak tylko pozwalały na to lata 90. Ponadto klimatyczna muzyka, przypominająca nieco tą z filmu a także odgłosy żywcem przeniesione z kina, zapewniały że każdy fan Jurassic Park czuł się jak w domu.
Oczywiście na dzisiejsze czasy, ta gra wygląda już marnie. Na ekranie wyłażą babole jak przenikające sie obiekty, rozpikselowana podłoga i kanciaste sylwetki postaci, jednak spróbujcie sobie wyobrazić jakie wrażenie robiła ta gra w 1997 roku. Pierwsze wzmianki na ówczesnym E3 wywoływały entuzjazm i falę oklasków. Niestety, czas nie obszedł się z grą łaskawie, a jej kunszt dziś docenią tylko starzy fani serii. Jakby tego było mało, gra miała być przetransferowana w pierwszych planach także na wspomnianego wyżej Dreamcasta a także na PC. Niestety nigdy do tego nie doszło, a kiedy czas automatów minął, arcade’owy Jurassic Park’odszedł w zapomnienie.
Dlatego dziś postanowiłem Wam nieco przypomnieć o tej grze bo warto, choćby dla poszerzenia wiedzy na temat serii Jurassic Park. Z poziomu osoby, która urodziła się przed rokiem 90, jest to niesamowicie klimatyczna i nostalgiczna podróż, którą zawiąże wystawiając The Lost World: Jurassic Park ARCADE ocenę 10/10. Gorąco polecam obejrzenie tytułu w akcji na Youtube, a jeśli macie odpowiednie komputery, to daniu jej szansy na emulatorze.
Zapraszamy oczywiście do naszych poprzednich recenzji.