Jurassic World: Evolution - recenzja

Jurassic World: Evolution - recenzja

Recenzja „Jurassic World: Evolution”

25 lat temu John Hammond miał marzenie. Można by powiedzieć, iż ów podstarzały mężczyzna porwał się z motyką na słońce. W sercu starca zrodziło się marzenie, by przy pomocy inżynierii genetycznej sprowadzić na ten świat ponownie wymarłe zwierzęta, które wywołają zachwyt i przerażenie w oczach dzisiejszej ery. Mawiał on przy tym, by nikt nie żałował środków (Eng. – Spare no expense – przyp. redaktora). Czy można powiedzieć to samo o Frontier Developments, którzy 25 lat później pozwalają nam zrealizować dzieło Hammonda w wirtualnej wersji?

Któż nie kocha dinozaurów? Nowa gra wjeżdża na fali, wydanego kilka dni temu Jurassic World: Fallen Kingdom. Prehistoryczne gady na stałe zapisały sie w panteonie kinematografii, literatury oraz… branży gier wideo oczywiście. Jurassic World: Evolution chwyta schemat wcielenia się w menadżera gigantycznego parku, w którym będą prezentowane wymarłe zwierzaki. Pomysł, który już raz był poruszany dzięki Vivendi oraz Universal, przy okazji Jurassic Park: Operation Genesis, więc nie sposób uniknąć tu porównań. Niestety, przy pierwowzorze Jurassic World: Evolution wypada nieco gorzej…

Moja, przegrana łącznie doba na Steam, chyba upoważnia mnie już do napisania kilku spostrzeżeń odnośnie tytułu. Nowe Jurassic World jest pełnoprawnym, choć uproszczonym tycoonem, w którym wcielamy się we wspomnianego menadżera wielkiego parku (albo kilku parków). Do naszej dyspozycji zostaje oddany, znany z filmów, archipelag Las Cinco Muertes (Pl. – Pięć Śmierci – przyp. redaktora), gdzie na każdej z wysp przyjdzie nam zbudować park, który ma generować miliony na nasze konta. Każda z wysp ma swoje, indywidualne zalety i wady oraz własny szereg zadań, jakie przyjdzie nam wykonać. Przede wszystkim, naszą uwagę skupimy nad którymś z aspektów naszego parku. Wspomniane aspekty są podzielone na naukę, rozrywkę i bezpieczeństwo i każda opcja jest zarządzana przez innego bohatera. Każda z nich będzie nas obdarowywać kontraktami, za wykonanie których zostanie zasilone nasze konto bankowe w grze. Zadania są dość zróżnicowane, aczkolwiek ich pula jest relatywnie niewielka. Różnią się one poziomem trudności przede wszystkim. Przyjdzie nam pojechać na wykopaliska, wywołać walkę dinozaurów, sprawdzić bezpieczeństwo etc. W zależności od trudności zadania, nasz stan konta powiększy się o określoną sumę. Wykonywanie ich ma jeszcze jeden dość istotny cel, a mianowicie nagradza nas nowymi upgrade’ami do budynków, dinozaurów etc. Ku mojemu zdziwieniu jednak, frakcje wydają się ze sobą rywalizować, toteż wykonanie misji dla np. gościa od rozrywki, obniży nam nieco relację z pozostałymi aspektami. Na szczęście czy też nieszczęście, nie ma to dość dużego wpływu na grę, bo nawet wymaksowanie jednej z frakcji, pozwala nam na wykonywanie zadań innych, co zaowocuje odblokowaniem ostatecznie wszystkiego.

Oprócz wspomnianych kontraktów, na każdą z wysp są przewidziane trzy misje (po jednej dla frakcji), które również nam pozwolą na odblokowanie nowych rzeczy i nagrodzą nas znacznie większą sumą. Wspomniane zadania są nieco trudniejsze od kontraktów i wymagają czasem nieco karkołomnych czynów, jak np. celowe wypuszczenie drapieżników z zagród i potem opanowanie tego. Pod tym ma się kryć rzekomo jakiś zarys fabularny. Bądź co bądź, podczas sprawowania naszego piecza nad parkiem, spotkamy twarze znane z ostatnich filmów.

Gra jednak nie zamyka się na misjach. Będziemy nadzorować wykopaliska, z których bedą nam przywozić materiał kopalny, pozwalający na dodanie nowych gatunków do naszego parku. Będziemy zlecać badania, pozwalające na eskpansję naszego parku, leczenie chorób, usprawnianie budynków, a przede wszystkim będziemy budować. Do naszej dyspozycji zostaną oddane sklepy, budynki ochrony, hotele, środki zabezpieczające przez warunkami pogodowymi, zagrody, lokalna kolej i wiele innych dupereli. Ucieszył mnie niesamowicie fakt, że możemy używać pojazdów w grze do przemieszczania się po parku i podziwiania go z punktu widzenia prawie zwiedzającego. Poruszanie się po parku jest dość przyjemne. Tu akurat gra ma dość szerokie pole do popisu, karmiąc nas nowymi rzeczami, chociaż niestety w Jurassic World: Evolution wszystko jest iluzją, o czym za chwilę.

Gra ma sporo pozytywów, ale przede wszystkim pierwsze skrzypce gra tu oprawa audiowizualna, która bezapelacyjnie rzuca na kolana. Plener wysp, animacja i wygląd dinozaurów, całe otoczenie wygląda naprawdę prześlicznie, nawet na moim, wysłużonym 3-letnim komputerze. Tytuł jest doskonale zoptymalizowany i powinien pójść nawet na nieco starszych maszynach, co też widać na przykładzie mojego pieca. Na pochwałę zasługuje oczywiście też oparawa audio, albowiem przez całą grę będą nam przygrywać motywy znane z filmowej serii. Od przewodniego motywu jurajskiej sagi, po hiszpańskie piosenki w radio dżipka, którym przyjdzie nam poruszać się po parku w razie ewentualnych katastrof lub kontroli technicznej. Autorzy bardzo postarali się by oddać ducha serii, zamkniętego w grze komputerowej. Oprócz tego, mamy okazję oczywiście posłuchać dinozaurów, które brzmią jak powinny, idealnie dopasowywując się do tego, co znamy ze srebrnego ekranu. Ich zachowanie jest bardzo nieprzewidywalne. Tym razem nie możemy zrobić tak jak przy okazji starego Jurassic Park: Operation Genesis, że puścimy je wolno lub będziemy je trzymać razem. Ich zróżnicowane potrzeby zaowocują rozwalaniem zagród i ucieczką. Tym razem uderzono w realizm, bo chyba każde z nas by uciekało przez 5-tonowym Parazaurolofem czy rozpędzonym Triceratopsem. Nie tylko drapieżniki będą nam sprawiać problemy, ale i roślinożercy też. Nie raz musiałem odwozić dinozaura kilka razy do zagrody, zanim zorientowałem się czemu jest zły. Zwierząt jest cała masa, a ogromny wybór miejsc kopalnych, pozwoli nam wybierać spośród prawie 40 gatunków (a kolejne są w drodze, jak twierdzi developer.) Obok dinozaurów spotkamy członków znanych z obsady filmowej z Chrisem Prattem, Jeffem Goldblumem (w roli rewelacyjnego, sarkastycznego Iana Malcolma) oraz Bryce Dallas Howard. Każde z nich ma swoją rolę w grze, jedni większą, inni mniejszą, ale są i to się liczy.

W kwestii dinozaurów możemy jeszcze manipulować ich genami. Nowe geny otrzymujemy drogą badań i możemy je implementować do naszych zwierząt, co np. za cenę jego żywotności, pozwoli zwiększyć statystyki agresji, co na pewno ucieszy zwiedzających, z miejsca podnosząc jego rating i generując dodatkowe zielone. Oczywiście, każda manipulacja osłabia genom zwierzaka, wiec istnieje szansa, że po wydaniu kasy na dinozaura, po prostu się go nie doczekamy, bo genom okaże się być zbyt niestabilny i zbyt słaby, by zwierzak przyszedł na świat. W przyszłości będziemy mogli również robić szereg hybryd. Obecnie w grze uświadczyłem jedynie gwiazdę pierwszego Jurassic World. Tak… Indominus rex jest w tej grze.

Niestety, kiedy euforia nam przejdzie, zaczynamy dostrzegać szereg wad, które trawią tą grę, sprowadzając jej ostateczną notę do dostatecznej. Problemów jest sporo. Pisałem o tym, że gra, choć śliczna i na pewno ucieszy się fanów serii, tworzy wiele iluzji, które zaczynamy dostrzegać po przegraniu kilku godzin. Podstawowym problemem jest fakt, iż zwiedzający nasz park są iluzoryczni, co też oznacza, że z wyjątkiem momentów, w których mogą skończyć jako pasza dla gadów, kiedy te wydostaną się ze swojej klatki, nie służa absolutnie niczemu. Nie możemy poznać ich myśli, nie mamy wiedzy ile ich obecnie znajduje się w naszym parku, po prostu jest to sterta duchów, którzy błąkają się po naszym parku. W Jurassic Park: Operation Genesis mieliśmy jakiś wpływ na oczekiwania gości zwiedzających park. Tu nie ma dla nich podstawowych rzeczy, jak toalety, ławki, punkty odpoczynku etc. Hell… nawet nie mamy wpływu na cenę biletów do naszego parku.

Innym, smutnym problemem jest fakt, iż dinozaury w większości używają tych samych animacji. Można to zwłaszcza dostrzec przy mniejszych i większych drapieżnikach, zwłaszcza w ich sposobie poruszania się, zachowania czy polowania. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale potem zaczynamy to dostrzegać. To się też wiąże z wyczekiwanymi dino-duels, które znamy z JPOG. Tu każda walka wygląda i kończy się zawsze tak samo w kwestii mięsożerców, co ewidentnie zaniża jej walory rozrywkowe. Ponadto, gadom brakuje kilku istotnych zachowań, jak choćby snu (który nawet nie jest uwzględniony w potrzebach zwierzęcia, symbolizowanych przez paski, które wpływają na ogólny komfort).

Kolejnym zarzutem, kierowanym często pod adresem gry, jest jej mechanizm, przypominający do złudzenia te, które kierują grami mobilnymi. Teraz każde zadanie, jakie powierzymy grze, od wykopalisk, przez wypełnienie punktów karmienia (co też samo w sobie jest niesamowicie upierdliwe), kończąc na wytwarzaniu nowych zwierząt, będzie owocować kilku-minutową przerwą, bo czas produkcji każdej z rzeczy tak wymaga. Chcesz nowy budynek? Czekaj 2 minuty. Nowy dinozaur? Może T.rex? 5 minut. Itp. itd. Sprowadza się to do tego, że przez większość czasu po prostu czekamy na efekt, który został zlecony grze. Oczywiście ten jest w końcu satysfakcjonujący, jednak wymaga to cierpliwości.

Bardzo wiele osób zarzuca grze, że do naszej dyspozycji zostaje oddany zaledwie niewielki kawałek każdej z wysp. To prawda, ale zwróćcie uwagę, że każdy z parków jurajskich był budowany jedynie na skrawku ziemi. Tu wyspy są zazwyczaj duże, a pokrycie ich całych atrakcjami by kosztowało od ogromnych środków finansowych, przez czas, kończąc na całym szeregu nowych wad, którymi wówczas gra została zasypana. Tu akurat dominuje nad starym Jurassic Park, albowiem ta nie mieliśmy fantastycznych plenerów… coś za coś moi mili.

Wspomniane przeze mnie budynki są, ale one odgórnie mają obliczone ile będą zarabiać, więc nie uświadczymy tłumów przy nich, jak to miało miejsce w Jurassic Park: Operation Genesis. Z wielkim smutkiem przyjąłem fakt, że kiedy zbudowałem sklep z gadżetami w moim parku, oferujący w swojej ofercie Onsie w kształcie dinozaura, nie zobaczyłem żadnego zwiedzającego w kostiumie. W Jurassic Park: Operation Genesis każdy nabyty gadżet był widoczny na przechodniach.

Moim, osobistym zarzutem w kierunku gry jest też brak kontroli nad pogodą. W Jurassic Park: Operation Genesis mieliśmy zapowiadaną pogodę. Tu uderzenie tornada czy sztormu to kwestia czasu i nie pozwala nam się odpowiednio przygotować na ewentualną klęskę żywiołową, sprowadzając niekiedy nasz park do ruiny.

Jakby tego było mało, gra nie wybacza błędów i budowanie jest bardzo upierdliwe. Jeśli nowy budynek wychodzi o milimetr poza mapę, wchodzi na posesję innej budowy lub w pobliżu znajduje się dinozaur, nie ma po prostu bata… nie zbudujesz go. Nie raz po kilkanaście sekund zajmuje znalezienie dogodnej lokalizacji na postawienie nowego budynku czy zbudowania zagrody. Jest to niebywale upierdliwe.

Schemat rozgrywki robi się wtórny po przejściu dwóch wysp i z miejsca wiemy co mamy robić, więc niestety, pomimo domniemanej wielkości tytułu, dość szybko zostanie rzucony w kąt. Zwłaszcza, że w tej chwili gra nie wspiera społeczności modderów, więc tytuł szybko zostanie rzucony w kąt, jak już fani serii się nasycą. To tytuł, który ewidentnie nie jest dla fanów tycoonów, chyba, że dla tych, którzy chcą dość bezstresowo do tematu podejść. Jest dużo przystępniejszy dla szerszej publiczności i nie celuję w jedną niszę, więc Ci którzy lubią co do milimetra ustawiać kubły na śmieci, latarnie, ławki, sprawiać zwiedzającym przyjemność, będą zawiedzeni.

Reasumując, Jurassic World: Evolution jest troszeczkę jak znany z filmów cyrk pcheł, którym niegdyś zarządzał John Hammond. Wszystko jest tu oparte na iluzji. Nie wykluczone, że są to zabiegi, które zarzucił im właściciel licencji czyli Universal, ale nie jest to oczywiście pewne. Nowa gra jest trochę jak ciastko, które oglądamy przez szybę w cukierni i wyobrażamy sobie, jak ono musi dobrze smakować. Kiedy już położymy na nim zęby, zderzamy swoje wyobrażenia z rzeczywistością i nagle okazuje się, że jednak nie smakuje to aż tak dobrze, jak byśmy chcieli. Przede wszystkim, nowe Jurassic World: Evolution, pomimo, iż jest obecnie jednym z najlepiej sprzedających się tytułów ostatnich dni i pierwszą pełnoprawną grą z serii od dawna, nie będzie (przynajmniej póki co) lepsze, niż wydany 15 lat temu Jurassic Park: Operation Genesis. Niestety…

… ale jak będzie na przecenie, to warto dać mu szansę. No chyba, że jesteś fanem dinozaurów i wspomnianej serii, to możesz brać już dziś.

Grę możecie nabyć w serwisach SteamPlaystation Network oraz XBOX Live, zaś w pudełkowych wersjach na konsole wyjdzie 3 lipca.

Zapraszamy oczywiście do naszych poprzednich recenzji.

Read more