"Jurassic World Camp Cretaceous Sezon V" - Recenzja
Wraz z dzisiejszym dniem doczekaliśmy się finałowego sezonu serialu animowanego Jurassic World Camp Cretaceous. Sezonu, który zwieńczy całą przygodę szóstki młodych bohaterów pozostawionych na pastwę losu na Isla Nublar i zapnie wszystkie niedomknięte wątki. Czy się udało? Zapraszam do recenzji.
Jurassic World Camp Cretaceous przebył długą drogę przez ostatnie dwa i pół roku. Chyba żadne z nas nie przypuszczało, że serial zostanie rozwleczony na pięć sezonów, które opowiedzą przygody Dariusa i spółki. Ale stało się, wszystko co 'dobre’ musi mieć swój koniec. Czy to dobrze czy źle to już zależy od punktu widzenia. Recenzja może zawierać niewielkie spoilery.
Fabuła finałowego sezonu skupia się na relacjach rodzinnych. W finale poprzedniego sezonu widzieliśmy, iż jeden z bohaterów imieniem Kenji Kon odnajduje swojego ojca na wyspie, który stoi za wszystkimi wydarzeniami. Kon senior nie ukrywa faktu, iż jest biznesmenem, który chce zarobić na prehistorycznych gadach, choć na początku zakłada maskę przysłowiowego dobrego wujka. Maskę, która szybko odpada, zaś młody Kenji musi stanąć przed wyborem między ojcem, a przyjaciółmi z którymi przeżył przeszło rok wśród dinozaurów.
W nowym sezonie mocny nacisk zostaje położony na motyw kontroli umysłów. Daniel Kon z pomocą swojego przydupasa w postaci Kasha, dostaje w swoje łapy coś co przypomina nieślubne dziecko pada od Xboxa i Nintendo Switch. Za pomocą tego urządzenia i garści czipów, które wszczepia pod skórę dinozaurom, jest w stanie nimi sterować i zmuszać do walk wbrew ich woli. Wszystko oczywiście w celach zarobkowych.
Fabuła nowego sezonu jest tak samo naiwna i głupia jak w poprzednich odsłonach tego cyklu. Jurassic World Camp Cretaceous ponownie powiela to samo co było bolączką każdego sezonu. Oglądając perypetie bohaterów nie sposób odmówić faktu, iż chroni ich plot armor. Chociaż oglądamy ich zmagania z prehistorycznymi maszynami do zabijania to wiemy, że nawet przez chwilę nikomu nie grozi realne niebezpieczeństwo. Ponownie, choćby dinozaur stał już z otwartą paszczą przed jednym z głównych bohaterów to zawsze stanie się coś co przeszkodzi mu kolacji. O dziwo, nigdy się to nie dzieje, kiedy daniem dnia jest jakiś złoczyńca. Bohaterowie z każdej opresji znajdują wyjście. Obsługa super-nowoczesnego komputera, który steruje całym interfejsem wyspy nie stanowi żadnego problemu. Trujący gaz? Bohaterowie nie potrzebują oddychać. Eksplozja z działka plazmowego jednego z robotów centymetry od ciała jednej z bohaterek? Nawet zadrapania. Ja naprawdę rozumiem po raz kolejny, że to jest animacja kierowana do młodszego odbiorcy, ale na litość boską nie róbmy z ludzi debili.
Oglądanie Jurassic World Camp Cretaceous przez dorosłego czy nawet nastoletniego widza, który nie połyka wszystkiego co ma logo Jurassic World, jest po prostu męczące. Jedyne rozwiązanie to usiąść, wziąć 4-pak ulubionego browara, wyłączyć mózg i cieszyć się z obserwowania dinozaurów. Animacja z Obozie Kredowym to elita. Dinozaury, zwłaszcza te duże jak tyranozaur, wyglądają tu fantastycznie. Widzimy na nich literalnie każdy szczegół począwszy od drgającej gardzieli, kończąc na kroplach lepkiej śliny. Jeśli warto dorosłemu po coś obejrzeć Camp Cretaceous to właśnie po to by podziwiać jak dobrą robotę odwalili animatorzy na potrzeby tego serialu. Niestety nie ma tu oczywiście róży bez kolców, bo chociaż oglądamy wspaniale zaprojektowane zwierzęta to ich zachowania sprowadzają się albo do trybu zabij wszystko co się rusza albo bądź potulny jak baranek, nawet jeśli jesteś 8 tonowym drapieżnikiem. Jak pisałem, wszystko jest podane w takiej prostocie, że aż ciężko uwierzyć w to co się dzieje na ekranie.
Opisywanie głównych bohaterów po raz kolejny w recenzji mija się z celem, ponieważ robiłem to już kilkukrotnie. Warto jednak zaznaczyć, że w nowym sezonie powróci kilka postaci m.in. irytujący opiekunowie z pierwszego sezonu czy brat Dariusa. Powraca także jeden z najemników, który pojawił się w którymś z poprzednich sezonów, ale ta postać jest tak papierowa, że za nic nie mogłem sobie go przypomnieć. Dostaniemy również niedużą rolę epizodyczną Lewisa Dodgsona, który zaszczyci nas swoją obecnością w jednym z odcinków. Warto tu zaznaczyć, że nie jest to Campbell Scott, który wcielił się w tą postać w Jurassic World Dominion. Nadal aktor podkładający głos odwalił na tyle dobrą robotę, że musiałem sprawdzić czy to aby na pewno nie jest oryginalny odtwórca tej roli. Jak na platformę Netflix przystało, dostajemy tu bardzo rozwinięty wątek jednej postaci, która przynależy do społeczności LGBT+. Fajnie, że to pokazują jako coś co jest powszechne w dzisiejszym społeczeństwie. Nie fajne jest jednak to w jak nachalny sposób jest to przedstawione w tym serialu.
Nawet pomimo tych wad, warto poświęcić te parę godzin na obejrzenie Jurassic World Camp Cretaceous. Chociaż serial ma odcinki w których wieje nudą, a mnie bardziej interesowało grzebanie w telefonie, tak znajdą się też interesujące zwroty akcji. Jest kilka widowiskowych scen walk między dinozaurami dla których warto się przemęczyć. Wisienką na torcie jednak jest zwieńczenie przygód Dariusa. Naprawdę zakończenie Jurassic World Camp Cretaceous było dla mnie dużo bardziej satysfakcjonujące i mniej naciąganie niż te, które zaoferowało mi Jurassic World Dominion. Przyłapałem się na tym, że nawet się uśmiechałem. Serial też stoi od samego początku easter eggami, więc uważny obserwator wyłapie parę perełek którego go ucieszą jako fana.
Oprawa dźwiękowa serialu to ponownie majstersztyk. Dinozaury oraz bohaterowie brzmią jak powinni, zaś ścieżka dźwiękowa zmienia swoje tempo w zależności od tego co obserwujemy na ekranie. Jest ona przyjemna dla ucha, ale nic ponadto.
Czy zatem warto po raz kolejny pójść na przejażdżkę po Jurassic World Camp Cretaceous? Jeśli oglądałeś poprzednie sezony to odpowiedź powinna być twierdząca. Nawet jeśli ostatni (tak jak mi) nie przypadł Ci do gustu, to warto choćby dla zakończenia i wartkiej akcji w większej części odcinków. Oczywiście zaznaczę tu, że oglądając ten serial musicie mieć z tyłu głowy, że czeka Was masa głupot i pytań na zasadzie 'jak to jest możliwe?’. Jeśli nie oglądaliście poprzednich sezonów albo po prostu się od nich odbiliście, nowy Obóż Kredowy nie zaskoczy Was niczym i na pewno nie zmieni to Waszego zdania o tej produkcji.
Jurassic World Camp Cretaceous możecie obejrzeć teraz na platformie Netflix.