Jurassic World Alive - Recenzja

Jurassic World Alive - Recenzja

Zapraszamy na naszą recenzję Jurassic World Alive!

Pokemon GO był niesamowitym sukcesem, który powstał na fundamentach gry Ingress. Oba tytuły zostały wyprodukowane przez Niantic zresztą, dzięki czemu firma zarobiła ogromne ilości pieniędzy. Nic zatem dziwnego, iż niedługo po wydaniu tego tytułu zaczęły pojawiać się inne gry próbujące zarobić na fali popularności japońskiej produkcji o łapaniu tytułowych stworków. Wśród gier tego typu mamy choćby Deus Ex, Tomb Raidera, zapowiedziane zostały także odsłony osadzone w świecie Harry’ego Pottera czy The Walking Dead. Wśród tych wszystkich tytułów znalazło się miejsce również na Jurassic World Alive. Czy nowa odsłona przygody z dinozaurami jest równie sukcesywna, co produkcja Niantic? Przekonajmy się.

Tytuł ma nawet pewien rodzaj szczątkowej fabuły. Dinozaury w końcu zdominowały świat. Genetyka zaszła za daleko i wypuściła zwierzęta, gdzie obecnie żyją razem z nami. Zarówno ogromni, łagodni roślinożercy, jak i krwiożercze teropody. My wcielamy się w rolę agentów Dinosaur Protection Group i naszym celem jest pozyskanie jak najwięcej próbek do analiz, w związku z czym, wyposażeni w drona (komórkę) wyruszamy w teren, by oznaczyć je wszystkie.

Brzmi dość zabawnie, nieprawdaż? Oczywiście Jurassic World Alive czerpie garściami z Pokemon GO. Za pomocą GPS’u, nasza postać, w formie strzałki, zostaje umieszczona na mapce okolicy i wraz z naszym poruszaniem, przemieszcza się po wirtualnym terenie. Pierwszą rzeczą, która rzuci nam się w oczy, to są tzw. Drop Zones czyli ichniejsze Poke-Stopy – miejsca w których spawnują się przedmioty, które pomogą nam w oznaczaniu gadów. Wystarczy do takiego podejść i tapnąć na niego, by nasz inwentarz wypełnił się o dodatkowe strzałki, dolary czy też monety. Druga rzeczą są naturalnie dinozaury, które spawnują się w naszym otoczeniu.

W odróżnieniu od Pokemon GO, w Jurassic World Alive niektóre z gadów widzimy z daleka, w związku z czym wystarczy podejść do takiego i uruchomić sekwencję pozyskiwania DNA. Działa to w taki sposób, że gra wysyła wirtualnego drona, który przez ograniczony czas fruwa nad dinozaurem, który jest zaprezentowany na podczerwień, a naszym zadaniem jest celowanie w oznaczone punkty na ciele zwierzaka i strzelać. Dronem sterujemy palcem, a puszczając go od ekranu strzelamy specjalnie przeznaczonymi do tego strzałkami. W zależności od miejsca trafienia, reprezentowanego przez większe i mniejsze kółko, zostaniemy nagrodzeni odpowiednią ilością DNA. Celowanie nie jest jednak proste, bowiem naszego drona znosi i za pomocą palca musimy go nakierować na odpowiedni tor, nie mówiąc już o tym, że nasz cel się rusza i raczej nie ma zamiaru zostawać nad czymś co najwyraźniej mu sprawia ból. Im więcej strzałek dotrze do celu, tym szybciej nasz dinozaur będzie przed nami uciekał. Po zakończeniu sekwencji pobierania krwi, zostaje ona doliczona do łącznej puli DNA. Jeśli uzyskamy odpowiednią ilość to dinozaur może zostać dodany do naszego laboratorium i później użyty do walki. W zależności od pospolitości zwierzęcia, ilości DNA trzeba zebrać od 50 do 150 czy nawet więcej. Zwierzaki są podzielone na pospolite, rzadkie, ultra rzadkie czy też legendarne, na które się składają też hybrydy.

Wracając jednak do kolekcji gadów, obecnie jest ich dostępnych 100 i można ich używać do walki lub krzyżowania. Pierwsza opcja to jest powrót do znanych z poprzednich produkcji Ludia Games, turowych walk, w których dwa gady stają naprzeciwko siebie i się nawalają za pomocą dostępnych, dwóch ciosów. Każdy ze zwierzaków ma swoje zdolności i słabości, tak np. Majungasaurus ma podwójne ugryzienie albo Raptor potrafi skoczyć na przeciwnika, zadając mu przy tym obrażenia i jeszcze obniżyć statystyki ataku. Oczywiście walki odbywają się w czasie rzeczywistym z innymi graczami. Za starcia jesteśmy nagradzani inkubatorami, dodatkowymi monetami lub strzałkami. I oczywiście levelem, o którym za chwilę.

Oprócz wspomnianych walk, złapane dinozaury można krzyżować, tworząc najrozmaitsze krzyżówki, przy których Indominus rex (który też jest w tej grze zresztą) wygląda biednie. Oczywiście do odpowiedniej hybrydy, potrzebujemy różnych gadów na określonym poziomie, toteż pozyskanie nowego jaszczura nie jest znowu takie proste, ale z pewnością satysfakcjonujące.

Zarówno my, jak i dinozaury, levelujemy. Wraz ze wzrostem poziomu nasz limit ekwipunku zostaje odpowiednio zwiększony i dostajemy bonusowe perki, takie jak większa ilość pozyskiwanego DNA. Levelowanie dinozaurów, tu nazwane fachowo ewolucją, zwiększa statystyki danego gada, dzięki czemu jest bardziej użyteczny w walce.

Całość ma relatywnie przyjemną oprawę audiowizualną. Dinozaury wyglądają i ryczą jak powinny. W odróżnieniu od poprzednich części, tu większość gadów ma swoje własne, indywidualne porykiwania, co daje im pewną dozę wiarygodności. Oczywiście po dinozaurach z Jurassic Park nie należy oczekiwać naukowej dokładności, także nie oczekujcie tu zwierząt takich, jakie byśmy prawdopodobnie zobaczyli cofając się w czasie o 65 milionów lat. Każdy z nich jest ładnie animowany i zrobiony z pieczołowitością, co też cieszy oko.

Póki co, opowiadam o grzę w taki sposób, jakby była to niebywale grywalna pozycja. Ale nie jest. Jurassic World Alive cierpi na jedną, konkretną dolegliwość, zwaną brakiem zawartości. W grze oczywiście istnieje subskrypcja, pozwalająca wykupić miesięczne członkowstwo VIP, które zwiększa ilość dóbr jakie pozyskujemy czy też daje nam dostęp do rzadszych dinozaurów. Nie mniej jednak, teraz nie warto płacić ponad 40 złotych za to, albowiem gra ma bardzo mało w tym zakresie do zaoferwania. Powróciły monety, które są mniej istotną walutą w grze, pozwalającą na levelowanie zwierząt, jak i banknoty, stanowiące realną walutę w grze, dzięki której przyśpieszymy inkubację inkubatorów, w których znajdziemy dodatkowe zasoby strzałek, monet czy DNA gadów. Pomijając wirtualne pieniądze i strzałki, które dość szybko się wyczerpują, gra nie ma kompletnie żadnych innych przedmiotów, co skutecznie ogranicza radość płynącą z gry.

Niestety, również ilość zrzutów (czyli Poke-stopów) jest w niewielkich ilościach rozsiana po mapie. O ile w Pokemon Go, na każdym kroku można uzupełnić zasoby, tak Jurassic World Alive ma dość skąpą naturę w tej materii, rozstawiając dość rzadko miejsca w których można uzupełnić zasoby. To też skutecznie obniża komfort gry i zmusza do sięgnięcia do portfela, czego oczywiście nie polecam robić.

Dinozaurów, jak pisałem wcześniej, jest do dyspozycji sto, ale uważam osobiście, że powinno być więcej. Mało tego, brakuje kilku kluczowych gatunków, które wierzę, że zostaną kiedyś dodane.

Ostatnią rzeczą, która mnie dość razi, jest dość trudne łapanie gadów, jak na grę w której poruszasz się po ulicy, narażony na zagrożenia w postaci samochodu. W prawdzie gra ostrzega o tym, by uważać na otoczenie, ale wiadomo jak to jest kiedy człowiek się zapatrzy. Pobieranie DNA zwierząt zmusza do zatrzymania się i skupienia na tym co robimy. Niejednokrotnie moja lepsza połowa mnie prowadziła za rękę, bo łapałem upragnionego Stegozaura i mało nie wpadłem na słup czy też nie wszedłem po prostu na jezdnie.

Jeśli Ludia czerpała inspiracje z Pokemon GO, to ewidentnie zapomnieli o questach, które skutecznie podniosły by radość płynącą z tytułu. Miejmy nadzieję, że wkrótce zostanie dodane więcej zawartości, bo na tą chwilę Jurassic World Alive to dość przyjemna odskocznia, która może się wkrótce znudzić, jeśli nie zostanie usprawniona.

Pokładam bardzo dużo wiary w ten tytuł, bo jest to gra, która mogła by być realizacją moich dziecięcych marzeń. Liczę na to, że Ludia w pewnym momencie zacznie dodawać kontent, który jest naprawdę bardzo potrzebny temu tytułowi. Na tą chwilę, biorąc pod uwagę, że tytuł jest darmowy, można bez bólu ściągnąć i rozprostować kości, chodząc po okolicy w poszukiwaniu Tyranozaura.

Jurassic World Alive jest dostępne za darmo na urządzeniach mobilnych z systemem Android oraz iOS.

 

Read more