Spec od chwytliwych melodii Sir John Williams skończył 86 lat.
Twórca muzyki do „Gwiezdnych Wojen”, „Szczęk”, Indiany Jonesa” oraz „Parku Jurajskiego skończył wczoraj 86 lat.
Skomponować dobrą i chwytliwą melodię to trudna rzecz. Ciężko jest na to znaleźć receptę i mało kto jest w stanie ją znać. Jednym z tych szczęśliwców jest właśnie John Williams, człowiek, który skomponował muzykę do ponad 100 filmów. Urodził się w nocy z 8 na 9 lutego 1932 roku w Nowym Jorku w rodzinie muzyków. Jego ojciec John Williams senior był perkusistą, który przez wiele lat występował w Kwintecie Raymonda Scotta, ale też w radiu CBS i dbał o edukację muzyczną swoich dwóch synów, którym zaszczepił przede wszystkim miłość do Jazzu. W wieku 6 lat przyszły laureat 5 oscarów John Williams junior, podjął naukę gry na fortepianie, a później także na fagocie, wiolonczeli, klarnecie, puzonie, trąbce, skrzypcach i saksofonie. Mając 16 lat w roku 1948 rodzina Williamsów przeprowadziła się do Los Angeles, gdzie na Uniwersytecie Kalifornijskim przyszły wirtuoz muzyki filmowej studiował orkiestrację oraz kompozycję pod kierunkiem Mario Castelnuovo-Tedesco. Następnie studiował w miejskim College’u w Los Angeles pod okiem Roberta van Epsa, który współpracował w tym czasie z MGM. John Williams odsłużył służbę wojskową w Siłach Powietrznych, acz przez większość czasu i tak był dyrygentem w kompanii reprezentacyjnej. Po wojsku wrócił do Nowego Jorku, gdzie studiował grę na fortepianie w Juiliard School, pod okiem Madame Rosiny Lhevinne. W między czasie pracował jako pianista jazzowy zarówno na potrzeby klubów jak i wytwórni płytowych. Następnie wrócił do Los Angeles, by rozpocząć pracę w przemyśle filmowym. Współpracował z takimi nazwiskami jak Bernard Hermann, Alfred Newman, Lionek Newman, Dimitri Tiomkin czy Franz Waxman. W 1956 John Williams ożenił się z piosenkarką i aktorką Barbarą Ruick ( widoczną na zdjęciu poniżej) z którą założył rodzinę i miał trójkę dzieci – dwóch synów, którzy zostali muzykami rockowymi oraz córkę, która obecnie pracuje w zawodzie lekarza.
W latach 60- tych stawiając pierwsze kroki jako kompozytor w branży filmowej John Williams skupiał się wówczas na klimacie Jazzowym, do czego jeszcze sentymentalnie wracał w późniejszych latach robiąc muzykę do filmu „Złap mnie jeśli, potrafisz” w roku 2002 oraz tworząc utwór „Cantina Band” w „Gwiezdnych Wojnach” w scenie kiedy Luke z Obi-Wanem poznają Hana Solo i Chewbaccę. W tym czasie tworzył muzykę między innymi do serialu „Zagubieni w kosmosie” czy „Wyspa Gilligana”. Później John Williams wypracował własny, charakterystyczny styl oparty na brzmieniu staromodnej wówczas orkiestry symfonicznej. Wraz z Ennio Moricone ci dwaj artyści byli prekursorami przywracania jej do łask kompozytorskich pod koniec lat 60-tych, co dla Williamsa zaowocowało pierwszą nominacją do nagrody Oscara w roku 1967 za „Dolinę Lalek„. Kolejnym wielkim sukcesem była współpraca z Jerrym Bockiem nad aranżacją muzyki do adaptacji „Skrzypka na dachu” z roku 1971, co zakończyło się dla Johna Williamsa zdumiewającym triumfem i pierwszym w karierze muzycznej zdobytym Oscarem. Dobra passa kompozytora została jednak zakłócona przez tragedię w jego życiu osobistym. 3 marca 1974 jego żona Barbara zmarła na wylew krwi do mózgu. Williams został sam z trójką dzieci. Był to moment przemiany kompozytora, która wywarła wpływ na jego dalszą twórczość. Krytycy zwracają uwagę, na to, że nikt tak jak John Williams nie potrafi w muzyce wydobyć głębokich uczuć związanych z bólem oraz rozpaczą przepełnionych ponurym smutkiem, tęsknotą i przygnębieniem, czego najlepszy przykładem są „Anakin’s Betrayal” oraz „Across the Stars” znane z nowych części „Gwiezdnych Wojen” czy motywy przewodnie dramatów historycznych takich jak „Amistad” i „Lista Schindlera” Emocje związane z nieszczęściem życia rodzinnego odbiły na utworzę, który John Williams musiał skomponować, będąc jeszcze w stanie żałoby.
Wraz ze „Szczękami” rozpoczęła się trwająca ponad 40 lat współpraca Johna Williamsa ze Stevenem Spielbergiem. Razem pracowali wspólnie nad większością produkcji tego reżysera za wyjątkiem „Koloru Purpury” czy „Mostu szpiegów„. Po filmie o rekinie ludojadzie kolejnymi wielkimi sukcesami w dorobku duetu Williams & Spielberg były „Bliskie spotkania trzeciego stopnia„. Pięcionutowca, za pomocą którego ludzkość porozumiewa się z obcymi kompozytor wybrał z… 350 wypróbowanych wcześniej. Cóż to za celny wybór! Siły tej krótkiej melodii najlepiej doświadczyć, oglądając film. Williams przyznaje w wywiadach, że podczas komponowania nigdy nie zdarzyło mu się krzyknąć: Eureka! Jednak wyczuwa, gdy jakaś melodia działa lepiej. Do „Poszukiwaczy zaginionej Arki” napisał dwie wersje tematów. Kiedy zaprezentował je Spielbergowi, ten powiedział:
Oba są świetne, połącz je.
Główny temat muzyczny jest prezentowany już na samym początku i prowadzony przez instrumenty blaszane. Instrumenty te, w połączeniu z charakterem motywów, wprowadzają w bohaterski czy nawet nieco podniosły nastrój, niewątpliwie pasujący do charakteru filmów z udziałem awanturniczego archeologa. Po tej ekspozycji następuje fragment bardziej liryczny, w którym na pierwszy plan wychodzą smyczki. Nie jest on jednak długi. Po kilkunastu taktach znów powraca temat główny, przez wzgląd na powtórzenia jeszcze bardziej wzmocniony. Wtedy znów następuje zmiana, muzyka uspokoją się, wycisza, a na samym końcu jednak, z jeszcze większą siłą, powraca temat główny. Kończy kompozycję w doniosły sposób.
Lata osiemdziesiąte były ogromną zmianą w życiu osobistym Johna Williamsa, gdyż po 6 latach żałoby po raz drugi się ożenił. Zakochał się w dekoratorce wnętrz i 9 czerwca 1980 ożenił się powtórnie, tym razem z Samantą Winslow, z którą żyje do dziś. Zapytany o to jakie soundtracki Johna Williams uważa za najlepsze w swoim dorobku, zazwyczaj wymienia 4 tytuły : „Szczęki„, „Bliskie spotkania trzeciego stopnia„, „Listę Schindlera” oraz „E.T.„. Przy produkcji soundtracka do tego ostatniego filmu, sile muzyki Williamsa uległ nawet sam Spielberg. Muzyka nie dość, że musi odpowiednio budować scenę i postać, to jeszcze ma być słyszalna i napisana zgodnie z zasadami kompozycji. Dochodzą jeszcze takie trudności, jak dialogi i efekty dźwiękowe. Fraza nie może nagle się urywać, bo wchodzi dialog czy wybuch. Trzeba znaleźć odpowiednie miejsca pomiędzy kwestiami aktorów i efektami dźwiękowymi, a potem próbować je wykorzystać. A przede wszystkim, muzyka wraz z efektami dźwiękowymi i dialogami ma stanowić jedną, spójną całość. Podczas sesji nagraniowej finału filmu „E.T.„, bardzo trudnym muzycznie, bo długim, łączącym wszystkie tematy, a jednocześnie punktującym kluczowe momenty na ekranie, pojawiły się trudności z dopasowaniem fraz do obrazu. W kilku miejscach muzyczna myśl kończyła się przed ważnym narracyjnie cięciem lub po nim. Granie szybciej bądź wolniej nie przynosiło efektu – muzyka traciła swój magiczny charakter. W pewnym momencie Spielberg wyłączył projektor filmowy i pozwolił Williamsowi poprowadzić orkiestrę tak, jak czuje. Dopiero później poprzycinał ujęcia zgodnie z muzycznymi frazami.
Zapewne czytając nasz artykuł zastanawiacie się czemu artysta nie wymienił wśród swoich najciekawszych kompozycji Sagi „Gwiezdnych Wojen„. Będziecie zaskoczeni, ale John Williams nigdy, ani jednej części kosmicznej sagi nie obejrzał od początku do końca, do czego po raz pierwszy się przyznał w roku 2016, po premierze „Przebudzenia Mocy„. Jednakże to właśnie z sagą Georga Lucasa najczęściej się kojarzy nazwisko tego kompozytora. John Williams usiłując przywrócić do łask orkiestrę symfoniczną, za co początkowo był nawet wyśmiewany, wyprzedził swoją epokę i wytyczył szlak następnej generacji kompozytorów muzyki. Lucas nieświadomie kupił artystę prezentując dzieła Ryszarda Wagnera jako wzór, co spodobało się Williamsowi, szczególnie ceniącemu twórczość XIX-wiecznego niemieckiego kompozytora. W 1977 roku powstała „Nowa nadzieja” – czwarty fabularnie epizod Star Wars (kolejny Oscar). Stworzona z rozmachem ścieżka dźwiękowa „Gwiezdnych wojen” skutecznie konkurowała z muzyką popularną na listach przebojów. Najpopularniejszym motywem z tego cyklu filmowego oczywiście jest motyw Darth Vadera czyli „Imperial March„. Przy nowej trylogii sprawa wygląda trochę inaczej. Muzyka ze starej trylogii odznacza się wyjątkową spójnością. Każdy z obrazów ma własny przewodni motyw muzyczny, nawiązujący do głównych wątków fabularnych. „Mroczne Widmo” przyjęte było różnie, ale jeśli chodzi o muzykę, mało kto krytykował Williamsa. Sam soundtrack został uznany za jeden z najlepszych w całej sadze, a utwór „Duel of the Fates” stał się kolejnym symbolem „Gwiezdnych Wojen”.
W ostatnich latach John Williams zaczął korzystać z instrumentów elektronicznych. Jego muzyka nie jest już taka „przygodowa”. Zyskuje sobie tym zarówno zwolenników jak i przeciwników. Osobiście uważam, że Sir John Williams nie zaskoczy nas niczym nowym i ciekawym w swojej muzyce, czego najlepszym przykładem jest nowa część „Gwiezdnych Wojen„, która weszła do kin w grudniu 2017 roku. Soundtrack do tego filmu to rozczarowanie, które krytycy słusznie nazwali „tapetą ilustracyjną pozbawioną prawdziwego natchnienia”. Brak nominacji do nagrody Oscara za „Duel of the Fates” czy „Journey to the Island„, a przyznanie go w styczniu tego roku dla Johna Williamsa za nijaką partyturę do „Ostatniego Jedi” uważam na kpinę. Za kilka dni w Polsce do kin wejdzie z kolei film, który otrzymał już nominację do Złotych globów za muzykę, autorstwa właśnie Williams „Czwarta władza„. Osoby, które już mają za sobą przesłuchany soundtrack porównują partyturę z tego filmu do muzyki z „Raportu mniejszości” oceniając kompozycję Johna Williamsa jako dzieło konwencjonalne i prace ilustracyjną. Być może dla Maestro Johna Williamsa nadszedł czas zasłużonej emerytury i wypoczynku, tak aby ostatnie 10 lat jego pracy nie przesłoniło nam uroku i magicznych doznań jakie zafundował kinomanom, kiedy tworzył muzykę do takich filmów jak „Harry Potter„, „Jurassic Park” , „Terminal„, „Kewin Sam w Domu” czy „Szeregowiec Ryan„
Źródło: RMF FM