Dino Crisis - Recenzja

Dino Crisis - Recenzja

Tą grą powinien być Jurassic Park i był by tą grą Resident Evil, gdyby zombie miały ostre zęby, zakrzywione szpony i długie ogony.

Niedaleka przyszłość, na wyspie Ibis, genialny naukowiec Dr. Kirk pracuje nad nowym źródłem energii, która wkrótce może okazać się potworną bronią. Na miejsce zostaje wysłany agent specjalny Tom, jednak wkrótce kontakt z nim się urywa. Agencja S.O.R.T wysyła oddział ratunkowy na miejsce. W najgorszych koszmarach, nie śniło im się to z czym przyjdzie im się zmierzyć.

Jak pisałem, tą grą powinien być Jurassic Park. Już intro pokazuje z czym będziemy mieli do czynienia, a fabuła jest prawie bliźniacza do filmu Spielberga. Mamy przecież wyspę, laboratorium, dinozaury i zagubionych ludzi po środku tego bałaganu. Różnica jest w zasadzie tylko w miejscu skąd pojawiają się dinozaury. Dino Crisis zostało podstawione, przez CAPCOM, pod nosy fanów Survival-horror, w czasie oczekiwania na Resident Evil 3: Nemesis.

W zasadzie, osoba która zagra w Dino Crisis poczuje się jak w domu, jeśli jest zapoznana z serią o zombie. Sterowanie jest niemal identyczne, na padzie czysto intuincyjne, czego nie można powiedzieć o komputerze i dla własnego dobra ustawić własną konfigurację klawiszy. Różnice znajdziemy kosmetyczne, gdyż graficznie Dino Crisis jest ładniejsze od Resident Evil i jakby to ująć, bardziej sterylne. Jak na tamte czasy, istny, graficzny majstersztyk. Nie można tego do końca powiedzieć o komputerze, gdyż jest to port z konsoli wobec czego na niczym nie zyskał, a został wydany znacznie później niż konsolowy odpowiednik. Są tego zalety w postaci bardzo niskich wymagań. Pomieszczenia w grze są dokładnie wykonane, a kamera porusza się za bohaterką, zapominając o czasach statycznego widoku znanego z Resident Evil. Bohaterowie także nie pozostawiają wiele do życzenia. Sami wcielamy się w postać agentki Reginy, która jest członkinią oddziału o którym pisałem wcześniej. Samych informacji na temat naszej heroiny za wiele nie ma, więc to musi Wam wystarczyć

Dźwięk w grze stoi na wysokim poziomie. Oprócz genialnych odgłosów wydawanych przez dinozaury, mamy także niepokojącą muzykę, która towarzyszy nam przez większość gry. Czasem zdarzy się niepokojąca cisza, a gracz wsłuchuje się w nowym korytarzu czy nie ma przypadkiem gdzieś w głębi raptora. W odróżnieniu od serowatego voice-actingu znanego z Resident Evil, tu Capcom się postarał i głosy są dobrze dopasowane pod postacie.

Bestiariusz do gigantycznych nie należy, bo na swojej drodze spotkamy pięć gatunków dinozaurów. Znajdziemy w nim, choćby osławione przez Spielberga, raptory które napsują nam najwięcej krwi. Ich zachowanie jest nie do przewidzenia. To niebywały plus w samej grze, gdyż nasi przeciwnicy są jak żywi. Raz chcą się z nami pobawić, a za drugim razem szarżują na nas z pazurami. I zapewniam was, uciekanie do drzwi tak jak w Resident Evil i zamykanie ich przeciwnikom przed nosem, nie zdaje tu egzaminu. W chwile jak tylko pojawimy się w nowej lokacji, pojawi się renderowana scenka pokazująca gada, jak przebija się przez drzwi. Wobec czego, nie raz będziemy zwiewać przez pół budynku zanim zgubimy przeciwnika, a będzie to częste bo amunicji jest jak na lekarstwo. Jak na ironię, przeciwnicy lubią tu towarzystwo, wobec czego spotkamy regularnie po dwa dinozaury w swoim towarzystwie. Przy polowaniu nie przebierają w środkach. Nie tylko potrafią przebić się przez drzwi, ale również skaczą na biurka, więc uniknięcie ich w stylu znanym z serii Biohazard ponownie nie jest tu rozwiązaniem. Na tym niespodzianki się nie kończą. Raptory lubią niekiedy udawać martwe, więc zbliżenie może się skończyć utratą nogi w kostce. Poznamy tu także Pteranodony, gady latające, które chętnie wywalą Reginę z urwiska lub wrzucą w najbliższy wentylator. Bardzo efektownie to wygląda, kiedy ściany zostają przysmarowane czerwonym dżemem. Ale największą gwiazdą jest oczywiście Tyranozaur, który wepchnie swój łeb do jednego z pomieszczeń. Spotkania z tym Panem są niezwykle miłe, gdyż zazwyczaj potrafi jednym kłapnięciem paszczy pozbawić nas połowy ciała. Co więcej, spotkania z nim trafiają się w najmniej oczekiwanych momentach.

Menu inwentarza jest przejrzyste i szybko gracz połapie się co z czym się je. Mamy tu miejsce na klucze, karty, notatki, broń oraz mixowanie. Na czym polega to ostatnie? Możemy mieszać apteczki, ampułki oraz środki usypiające ze sobą, dzięki czemu uzyskujemy coraz silniejsze odmiany. Nie raz wspomniane strzałki usypiające uratują nam skórę. Możemy załadować je do shotguna i uspać delikwenta który akurat szuka kolacji.

Wspomniałem że istnieje menu przeznaczone na broń. Niestety jej nie znajdziemy zbyt dużo, bo raptem trzy, czyli pistolet, shotgun oraz granatnik. Ten pierwszy dostajemy zaraz na początku gry i te kilkanaście naboi starczy nam na zabicie góra 3-4 gadów. Sytuację ratuje niejako fakt że bronie można tuningować, jeśli znajdziemy odpowiedni sprzęt oraz mamy kilka rodzajów amunicji do każdej z nich. Tu się Capcom nie postarał z kolei. Oczywiście możemy sobie tłumaczyć że ta gra jest Survival-horrorem, więc za łatwo nie może być…

…i nie jest. Główne skrzypce tu grają dinozaury, choć także spędzimy tu czasu trochę na rozwiązywaniu zagadek. Na te składają się w sumie dwa rodzaje czyli logiczne typu Puzzle gdzie musimy ustawić kilka okienek tak by otrzymać obrazek, oraz przejdź z punktu A do punktu B, weź kod i wracaj do punktu A by go wklepać. Mimo że zagadki zdarzają się często, to jednak nie należą do trudnych i naprawdę trzeba być ciężko myślącym by ich nie rozwiązać. Oczywiście są punkty w których można utknąć na amen.

Co się tyczy jeszcze pozostałych aspektu gameplay’u. Słowem jest czysty, zbogacony Resident Evil, gdzie rolę zombie zastępują dinozaury, a bohater ma troszkę szersze pole do popisu. Możemy przesuwać niektóre szafki, bo za nimi często znajdują się itemki które nam nieco ułatwią grę. W odróżnieniu także od Resident Evil, Regina sama namierza najbliższy cel więc nie ma potrzeby ruszania gałką tak by celować w leżącego przeciwnika. System skrzynek do przechowywania rupieci troszkę się zmienił od znanego z Residenta. By otworzyć każdą nową skrytkę potrzeba specjalnych plugginów. Ponadto są podzielone na trzy różne rodzaje, gdzie czerwone zawierają głównie broń, żółte narzędzia do miksowania i oraz zielone z apteczkami. Oprócz tego gracz zostanie czasem postawiony przed opcją wyboru za którym z partnerów (którzy się przewijają w grze) iść. Zazwyczaj taki wybór wiąże się z wykonaniem zadania w sposób siłowy bądź intelektualny, w zależności od tego z kim się zgodzimy. Warto dodać, że Rick i Gail (czyli dwójka naszych towarzyszy) nie bardzo się lubią, więc wybranie jednego z nich może zadecydować o zakończeniu. Minusem jest to że nie ma to istotnego wpływu na fabułę gry. W grze znajdziemy trzy zakończenia. Warto je wszystkie ukończyć, gdyż po tym otrzymamy nowe stroje dla naszej bohaterki oraz dodatkowy tryb pozwalający na rozwałkę wałęsających się dinozaurów. Gra potrafi nie raz sprawić że podskoczymy w fotelu, choćby mając sytuację gdzie przechodzimy koło okna, wiemy że zaraz coś złego się stanie. I mimo tego że zazwyczaj kończymy z kłami przy twarzy, to i tak skaczemy ze strachu, pokazując że taki raptor potrafi być prawie tak straszny jak zombiak.

Słowem podsumowania, Dino Crisis to doskonały sposób na spędzenie kilku wolnych godzinek w miłej atmosferze, przy ładnej jak na tamte czasy grafice oraz przy ciągłej akcji. Najlepsza, oczywiście, pora na grę to wieczorowa, bo jakby nie było ta gra to Resident Evil z dinozaurami i jak wspomniałem, pokazuje że dinozaury też potrafią być przerażające. Strach się bać.

*Recenzja w lekko zmienionej formie pojawiła się już na łamach Horror Online i była również mojego autorstwa. 

Zapraszamy oczywiście do naszych poprzednich recenzji.

Read more