"Jurassic World: Camp Cretaceous - Sezon III" - recenzja względnie bezspoilerowa

"Jurassic World: Camp Cretaceous - Sezon III" - recenzja względnie bezspoilerowa

Z animacjami dla dzieci, nawet tych opartych o dość mocno horrorowate uniwersum, jest tak, iż muszą iść one na pewne ugody względem odpowiednika na którym są wzorowane. Tak samo jest z „Jurassic World: Camp Cretaceous”, które wczoraj trafiło na platformę Netflix. I o ile serial dość wiernie trzyma się materiału źródłowego, zasypując przy okazji widza masą smaczków nawiązujących do serii, tak niestety zawodzi w niektórych założeniach serii, posiada luki (zwłaszcza, że upierdliwie nam się wmawia, że serial jest kanoniczny) i przeczy miejscami zdrowej logice.

Wątpie by byli tu tacy, którzy nie wiedzą czym jest „Park Jurajski: Obóz Kredowy”. Dla przypomnienia; historia opowiada o perypetiach kilku dzieciaków uwięzionych na wyspie. W ramach sponsoringu czy konkursu, grupa trafia na Nublar by móc oglądać jej cuda z bliska. Splot nieszczęśliwych wypadków z 2015 roku sprawia, iż nasi herosi zostają porzuceni na wyspie i muszą rozpocząć trudną walkę o przetrwanie.

Sezon trzeci skupia się na próbach ucieczki dzieciaków z wyspy. Po tym jak prowizoryczna tratwa zostaje zatopiona, dzieciaki próbują znaleźć inne rozwiązanie. Rozpatrując swoje, czasem zabawne pomysły, stawiają jednak na ponowne skonstruowanie tratwy. Kiedy orientują się, że u brzegu wyspy jest zacumowany luksusowy jacht, decydują się na ucieczkę z jego pomocą. Pozostaje jednak pytanie? Skąd wziąć paliwo?

Kiedy zacząłem oglądać wczoraj III sezon „Jurassic World: Camp Cretaceous” to zorientowałem się, że ten otwiera się naprawdę bardzo dobrze. Dzieciaki nieco wydoroślały. Ekipa, których perypetie przyszło nam oglądać, wydaje się być nieco bardziej zgrana, zaś ich postacie zostały pogłębione. Targają nimi różne emocje, jak choćby fakt, iż wkrótce się to wszystko skończy, a ich drogi się rozejdą. Ich przygody oscylują już na granicy ryzyka o zdrowie i życie… to jest do pewnego momentu. Pierwsze trzy odcinki naprawdę nastroiły mnie niezwykle optymistycznie, a potem wszystko trochę zaczęło się trząść w posadach.

„Jurassic World: Camp Cretaceous – Sezon II” – spoilerowa recenzja

 

To jakiego niesamowitego farta ma Darius i jego grupa w starciach z chodzącymi maszynami do zabijania, wywołuje uśmiech politowania. Standardowe jest już chyba dla tej serii, że kiedy drapieżnik goni jedno z dzieci i ma już je w zasięgu kłów i pazurów, musi albo porządnie na kolację naryczeć (dając szansę na ucieczkę) albo się potknie o kamyk albo coś odwróci jego uwagę. Nawet tak zaawansowana bestia jak E750 czy też Scorpius rex nie daje rady grupie dzieciaków. Kreatura w ogóle zasługuje na swój własny akapit o czym za chwilę. Tego typu sytuację karciłem już przy okazji poprzednich sezonów i tu nie jest inaczej. Kiedy już jedno z bohaterów jest na skraju śmierci, cudownie udaje się je ozdrowić bo siła przyjaźni, motywująca do działania, na to pozwala. Nie kupuję tego. Nie zrozumcie mnie źle; nie jestem psycholem, który się ślini na myśl o śmierci jednego z dzieci, ale nadało by to powagi sytuacji, gdzie ocalali mierzą się z prawdziwym zagrożeniem. I nie chodzi mi tu o okropną śmierć rodem z horrorów, ale gdyby wyegzekwowano to w stylu domniemanej śmierci Bena w pierwszym sezonie, to by to zmieniło nieco ton produkcji.

Tymczasem, smarkacze radośnie hasają sobie po wyspie. Coś co zajmowało Dr. Grantowi w pierwszej części niemal 24 godziny, dzieciakom zajmuje dosłownie parę minut. A przypomnę, że Nublar jest teraz dużo dziksza niż w 1993 roku. Bardzo dużo sytuacji w serialu jest tak szczęśliwymi zbiegami okoliczności, że skutecznie wybija to z rytmu oglądania. I to nawet pomimo, iż notorycznie pogwałca się główną zasadę przebywania na terenie wysp czyt. zachowaj ciszę.

Wróćmy jednak do E750. Scorpius rex to najnowsza hybryda w serii, stanowiąca pierwszą jaką Dr. Wu kiedykolwiek stworzył. Nie została ona jednak upubliczniona bo Simon Masrani określił ją jako zbyt brzydką, zaś jej nieprzewidywalne zachowanie mogło stanowić zagrożenie dla publiczności (za to Indominus rex się sprawdził wyśmienicie). Muszę przyznać, że E750 stanowi najmocniejszy punkt nowego sezonu. Podoba mi się jego geneza, a sam wygląd potwora przypomina brzydszego Indoraptora. Bezapelacyjnie mogę stwierdzić, że potwór jest najbrzydszą hybrydą jaka kiedykolwiek powstała, co paradoksalnie stanowi jej piękno. Bardzo mi przypadł do gustu fakt, że stwór potrafi poruszać się po drzewach (co owocuje kilkoma bardzo klimatycznymi scenami), wciąga swoje ofiary niczym lampart i ma dodatkowo kolce jadowe. Dla mnie wizualny majstersztyk. Niestety, nawet Scorpius rex nie umknął głupocie scenariusza, ale biorąc pod uwagę, iż jest dość wcześnie po premierze, to nie chcę spoilerować za dużo. Zobaczycie o co mi chodzi.

Pewną rolę w serialu gra również Blue i odnośnie jej aktu mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony mamy empatycznego (jak na swoje standardy) raptora, z drugiej dzikiego drapieżnika, który nie powinien zawahać się zabić dla posiłku. Tu oczywiście ponownie postawiono na fart dzieciaków i więź jaką Darius darzy dinozaury, co prowadzi w moim mniemaniu do zrujnowania całej relacji jaką Owen miał z raptorem. Część z Was pewnie przyzna mi rację, zaś inni powiedzą, że nie rozumiem tego co się dzieje na ekranie. Być może taki stary pryk jak ja nie jest już targetem dla tej serii.

Bardzo mi się podoba za to, jak wiele smaczków twórcy upchnęli w serialu. Kilkoro z Was się uśmiechnie na odwiedziny w starych i lubianych miejscach, zaś innych ucieszą easter-eggi, których trochę przeplata się w serialu. Jest to naprawdę super i wywołuje radość u fanów. Zwłaszcza jedna sytuacja, w której (o ironio…) jedna z bohaterek opowiada o śmierci Johna Hammonda. Ci którzy zaglądali do książek Michaela Crichtona szybko wychwycą łakomy kąsek.

Podoba mi się również, iż poświęcono sporo uwagi nowym i mniej popularnym dinozaurom. Spotkamy na swojej drodze kilka nowych gatunków wśród których warto wymienić takie jak Monolophosaurus czy Ouranosaurus. Nadal jednak nie ma szans na dilofozaura. Przez chwilę zacząłem się nawet zastanawiać czy Spinosaurus się nie pojawi jakimś cudem, ale ostatecznie nie.

Wizualnie serial nie odbiega od tego co mieliśmy okazję już oglądać. Jest dość nierówno, bo z jednej strony teren potrafi wyglądać obłędnie na niektórych kadrach, zaś znowu chwilę później tekstury są płaskie jak deska i są niemal bez szczegółów. Dżungla wydaje się być dziksza, choć wyspę nadal porasta trawka przystrzyżona od linijki.

Nanmu Tyrannosaurus zaprezentowany w kolorze + zapowiedzi

Dinozaury, stanowiące tu główne danie, wyglądają obłędnie. Ich animacja jest taka jaka powinna być, zaś wygląd prezentuje się naprawdę super. To się tyczy zwłaszcza tyranozaura, który epizodycznie pojawi się ponownie w serialu. Podobnie jak przy okazji poprzedniego sezonu, królowej Nublar poświęcono dużo miłości.

Podkład dźwiękowy nadal stanowi górną półkę. Muzyka jest bardzo klimatyczna i świetnie oddaje to co znamy i lubimy z serii. Dinozaury brzmią jak powinny, choć autorzy poszli trochę na skróty, przypisując niektórym gadom dźwięki, które prawowicie należą do innych dinozaurów. Chcecie usłyszeć parazaurolofa, który brzmi jak stegozaur? Tu możecie.

Podsumowując, III sezon „Jurassic World: Camp Cretaceous” stanowi więcej tego samego co znamy i jest przy tym bardzo nierówny. Dzieciaki będą zachwycone, zaś ortodoksyjni fani (jak ja) trochę pewnie pokręcą nosem, ale ostatecznie określą czas spędzony przed telewizorem jako nie zmarnowany. Nadal jednak nie mogę ścierpieć faktu jak wciska się ludziom, iż ten serial stanowi kanon. Splot nazbyt szczęśliwych wypadków po prostu nie pozwala mi tego wszystkiego brać na poważnie. Liczę na to, że wydarzenia przedstawione w serialu są celowo podkolorowane, żeby podkreślić, że są widziane oczyma dzieci.

Finałowy akt nie powala, choć na pewno znajdą się tu tacy, którzy nie zgodzą się z moją opinią. Rozwiązanie zdecydowanie śmierdzi fan-servicem, zaś ostateczne zakończenie pozostawia furtkę na potencjalne, przyszłe projekty. Zobaczymy czy wydarzenia serialu znajdą odzwierciedlenie w „Jurassic World: Dominion” za rok.

Read more